PoWieF - Pogaduchy Wiersze Fraszki

 PoWieF - Pogaduchy Wiersze Fraszki Please do not spam on my forum. photo santaridesmiley.gif

Ogłoszenie

 


#1 2009-02-06 18:42:29

 Ecola

Szefowa

9811742
Skąd: Nibylandia
Zarejestrowany: 2008-11-27
Posty: 1742
Punktów :   
WWW

Smak dzikiej róży – czyli niekończąca się opowieść III

Smak dzikiej róży – czyli niekończąca się opowieść III



W starym miasteczku mieszkała sobie kobieta, która nie miała nikogo.
Było jej strasznie smutno, nie dość że była stara to jeszcze to stare miasteczko ! makabra ! domy prawie rozwalały się... a ona nie miała gdzie się podziać i czekała na zakład komunalny Wodnik, który zajmował się wywożeniem odpadów. Zawsze potem mogła się schronić przed deszczem, w jakimś większym śmietniku, a pogoda była straszna... ba i na dodatek strasznie się bała, że któregoś dnia zakład Wodnik, wywiezie ją przez pomyłkę jak przytulona do wnętrza śmietnika... aż tu nagle zajechał jakiś powóz, przestraszona kobieta uciekła jak burza przed "czyściochem" na czterech kołach. Ponieważ kobieta, była zaniedbana i brudna postanowiła się gdzieś umyć ale nie miała żadnego pomysłu, co prawda rzeka była za miasteczkiem ale było to dość daleko a pogoda nie sprzyjała spacerom.
    Wpadła na pomysł... aby wykąpać się w fontannie na dziedzińcu, tak też uczyniła i wymyła się jak złota rybka  i postanowiła wybrać się na zakupy aby się wystroić w ładne ciuszki, ale w tej zapyziałej mieścinie nie było sklepu z elegancką odzieżą, postanowiła więc udać się do pobliskiego miasteczka ale nie miała jak i czym. Znalazła stary rower na śmietniku, który nie miał siodełka... i zastanawiała się nad tym problemem długo, aż wpadła na pomysł, żeby pojechać jak na hulajnodze i początkowo nawet nieźle jej szło, ale kiedy odpadł pedał, no to dopiero miała problem , szukała jakieś pomocy ale nikogo nie było w pobliżu, a że była "blondynką" poszła więc na piechotę targając rower ze sobą.
    Zorientowała się dopiero pod miasteczkiem, że niepotrzebnie się tak męczyła, szczęście jej jednak dopisywało, sprzedała więc rower złomiarzowi za kilkadziesiąt groszy i udała się do najlepszego sklepiku z ciuchami bo chciała ładnie wyglądać.
Niestety, czytała kiepsko, a i wzrok miała słaby toteż weszła do pierwszego napotkanego sklepu, a był to sex shop. Ona takich ciuszków nie bardzo lubiła , więc postanowiła iść dalej. Cofnęła się jednak do sex shop, bo na wystawie zauważyła coś, co ją zaciekawiło.
Była tam śliczna bluzeczka i długo się zastanawiała przyjrzała się bliżej i...nie, to przecież majtki stringi ! kupić czy nie? Mało materiału to pewnie będą tanie !  Weszła z powrotem do sklepu i ogląda ten towar i nareszcie podeszła do sprzedawczyni zapytała, - Czy to się nosi po to, żeby podtrzymać te zwyczajne majty? czy jak ? Sprzedawczyni jej odpowiedziała nie, to jest tylko na pokaz.
    No cóż, pomyślała kobitka, sama takie sobie zrobię, wystarczy kawałek sznurka. Musiała już wracać , bo i ciemno niedługo, jeszcze zajmie jej ktoś legowisko. Kupiła coś do jedzenie, za pieniądze zdobyte za rower i ruszyła w powrotną drogę. Do głowy jej nie przyszło, że tyle będzie miała przygód. Wszystko dlatego, że chciała sobie skrócić drogę i wybrała tę przez las.
A w  tym lesie napotkała coś co ją przestraszyło i bała się dalej iść. Zobaczyła gajowego, który wytrzeszczał oczy zza krzaków i dziwnie się zachowywał.
Już chciała uciekać w dzikim popłochu gdy usłyszała błaganie gajowego: "pomóż mi dobra kobieto, usiadłem na jeżu..." Kobieta się zawstydziła, no bo jak usiadł to wiadomo, że kolce jeża wbiły mu się w tyłek. Poczłapała do niego, gajowy wypiął się, jeż wystraszony tkwił
w pośladkach a kobieta patrzyła na niego wystraszona bo nie wiedziała jak mu pomóc.
    Gajowy czatował na kłusowników, bo trzeba nadmienić, że był to okres przed Bożym Narodzeniem. Chętnych na darmowe choinki i zastawianie wnyków na biedne zwierzaki było mnóstwo. Gajowy trochę zmęczony staniem, klapnął na pniu, nie patrząc co się na nim znajduje. Jeż właśnie uciął sobie w tym miejscu drzemkę i biedaczek nie przypuszczał, że jego kolce znajdą się w pośladkach gajowego. Kobieta nie miała wyjścia.
Wpadła na pomysł, żeby gajowy opuścił spodnie i wtedy jeż razem ze spodniami jakoś się odczepi. Kobieta / nazwijmy ją Maryna / nie była taka głupia jakby można było sądzić po wyglądzie. Gajowy zarumienił się jak cnotliwa panienka, ale jeż wił się niezadowolony z sytuacji w pośladkach gajowego i ból był nieznośny, no to odrzucił wstyd i spodnie z jeżem, który na szczęście odpadł. Uff, odetchnął gajowy... jak masz na imię ?- zwrócił się do kobiety, Maryna ! wrzasnęła aż resztki liści poopadało z drzew. Nie wrzeszcz tak bo zwierzęta pobudzisz. Oj, bo jestem szczęśliwa, że już po wszystkim.
Już jest późno więc może pójdziesz do mnie do chaty, gdzie będziesz lazła o tej godzinie. Maryna zdumiona propozycją gajowego, poszła do tej chaty z gajowym, a w tej chacie zobaczyła coś co ją zaciekawiło, na ścianie przy wejściu wisiała  olbrzymia, wstrętna z długimi potarganymi włosami i wyłupiastymi oczami...głowa czarownicy. Poznała ją po wielkim czubatym nosie i wykrzywionej twarzy. Shit!, pomyślała Maryna, źle to widzę. Wzdrygnęła się na myśl, że jej głowa może zawisnąć obok.
Nie mogła już się cofnąć. Zapytam, co to za monstrum wisi, może to taka maskotka gajowego? Chłopisko wydawał się dość poczciwy. Ale kobieta nie dawała za przegraną była bardzo ciekawa tej maskotki co to jest. Rozejrzała się po izbie, szukając jakiegoś miejsca do spania. Zobaczyła tajemnicze drzwi... w międzyczasie, gajowy krzątał się koło kuchni węglowej i zaczął rozpalać w piecu.
    Maryna otworzyła drzwi i zobaczyła mały przytulny pokoik. Tutaj się zadomowię, jakby co zamknę się od środka, a że okno było w marnym stanie, postanowiła ewentualnie przez nie uciec.
Wróciła do kuchni, gajowy siedział przy stole pijąc jakieś zioła a obok stał drugi, napełniony kubek gorącym napojem. Baba usiadła obok na skrzypiącym stołku i łapczywie zaczęła pić.
Chwilę tak trwali w milczeniu... Maryna wreszcie zapytała: powiedz mi mój drogi co to za "ozdoba" wisi przed twoim domostwem ?
Gajowy uśmiechnął się pod wąsem i powiedział, - Oj długa to historia ale jak chcesz opowiem ci ją.
Gajowy wyjął z kredensu chleb, masło, ogórki kiszone i butelkę malinowej nalewki.
Usiadł, zamyślił się wlał po kielichu i zaczął opowiadać.
    To było bardzo dawno temu gdy jeszcze żyli moi pradziadkowie i prababcie, dlatego ta historia jest ciekawa, ta ozdoba to wielkie czyni cuda. Sama widzisz głowa tej czarownicy, jak na tak długi czas, w ogóle się nie zmienia. Nie straszne jej żadne mrozy, śnieg, plucha czy silne wiatry. Tkwi tak nie zmieniona a przy tym i moja chata, w której mieszkało 3 pokolenia mojej rodziny. Bo jak inaczej wytłumaczyć ten fenomen ? to leśna drewniana chata nie remontowana nigdy, korniki zagnieździły się w jej stropowych belkach, ptaki wiją gniazda na dachu, nawet krety  lubią wokół niej usypywać kopce. Całe to towarzystwo leśne, żyje w pełnej harmonii nie szkodząc sobie nawzajem.
    Głowa tej czarownicy tak brzydka, że wszyscy zamykają oczy albo odwracają głowy. Jednak legenda mówi o tej czarownicy zupełnie coś zaskakującego ponieważ ta czarownica przynosi szczęście i bardzo ciekawą opowieść rodzinną. Gajowy wychylił parę kielonków, poczęstował Marynę i oboje usiedli przy kominku na skórach z dzika. Wielkie szczapy drewna zajęły się płomieniem i od czasu do czasu iskry wypadały na wielką blachę wyłożoną pod kominkiem, jakby chciały zachęcić do opowieści.
    Moja prababcia, zaczął gajowy kiedy była młoda była tak przecudnej urody że wszyscy w okolicy byli nią zadziwieni. Piękne długie blond włosy jak kłosy dojrzałej pszenicy w pięknym splocie opuszczały się na jej smukłe i zgrabne ramiona. Alabastrowa gładka cera twarzy ozdobiona pięknymi kruczymi brwiami. Czerń i spojrzenie jej oczu przyciągało i kusiło zarazem. Usta przypominające owoc dojrzałej maliny. Anioł piękności, tak na nią wszyscy mówili.
Las był jej domem, dlatego latem zbierała maliny, jeżyny, grzyby a zimą chodziła dokarmiać zwierzęta.
    Pewnego dnia wybrała się jak zwykle w las. Zbliżał się wieczór. Przysiadła zmęczona na mchu i wzrok jej skierował się na starego dęba z olbrzymią dziuplą a właściwie dziurą, która sięgała do samej ziemi. Zauważyła, jak ktoś się w niej poruszył a z tej dziupli wyszedł piękny ptaszek który ładnie świergotał, a kobieta była tak zachwycona tym ptaszkiem, że nawet nie zauważyła jak za nim wyszła dziewczynka w wieku tak na wygląd około 12 lat. Była brudna, obdarta i tak brzydka przypominała małą czarownicę. Moja prababcia / miała na imię Weronika / aż przestraszyła się widząc coś takiego. Jednak mimo tej brzydoty, dziewczynka miała coś w sobie, coś tak nieuchwytnego i przyciągającego, że nie uciekła. Podeszła powoli do obdartej i umorusanej dziewczynki i podała jej kawałek chleba z masłem, który zabrała ze sobą do lasu aby się posilić. Dziewczynka była bardzo głodna i choć wystraszona przyjęła poczęstunek i była bardzo zadowolona z tego poczęstunku i postanowiła też się odwdzięczyć za to, ale nie wiedziała jak. Jak się nazywasz, gdzie twoi rodzice i co tu robisz? - zapytała Weronika.
    Dziewczynka pałaszując chleb, patrzyła z nieufnością i zarazem z zaciekawieniem na piękną istotę, która wyrosła przed nią jak grzyby po deszczu. Odpowiedziała płacząc,
- rodzice zostawili mnie w lesie i już po mnie nie przyszli a ja nie potrafię wrócić do domu, bo chyba wstydzili się mnie, że jestem taka brzydka.
Weronika zdumiona i zasmucona tym co powiedziała dziewczynka,  postanowiła dziewczynkę pocieszyć , a nawet zastanawiała się czy ją nie przygarnąć do siebie. Właśnie tak zrobiła. Serce Weroniki nie odstawało od urody. Nie mogła zostawić dziewczynki samej w lesie. Toż to jeszcze dziecko, umrze tu niebawem z głodu, jeśli jej wcześniej wilki nie zjedzą. Zabrała ją ze sobą a, że słońce było tuż za horyzontem, musiały się śpieszyć i tak dziewczynka, która została wyrzucona przez rodziców znalazła zastępczą rodzinkę.
    W domu Weroniki na widok dziewczynki wpadli w przerażenie, ale serca mieli złote i gdy dowiedzieli się jaki los ją spotkał, przygarnęli ją do siebie i dbali jak o własne dziecko
a co ciekawe, na drugi dzień Weronka poszła do ośrodka adopcyjnego.
Załatwiła wszystkie sprawy związane z adopcją bardzo szybko, ponieważ okazało się, że rodzice dziewczynki wyrzekli się jej i złożyli stosowne oświadczenie.
Dziecko nawet nie miało imienia więc Weronika nazwała ją imieniem Róża. Imię zupełnie nie pasowało do jej wyglądu ale właśnie na przekór wszystkim i wszystkiemu tak postanowiła.
Wcześniej Weronika miała dużo adoratorów. Jak wieść się rozeszła po okolicy, większość z nich zaczęła jej unikać. Byli to przeważnie młodzieńcy, którzy starali się o jej rękę. Już nie chcieli wiązać się z kobietą, która wzięła na wychowanie jak mówili, tak brzydkiego bachora.
Gajowy przerwał opowiadanie, wstał i zwrócił się do Maryny:
- Muszę dołożyć drew do kominka a i późno się zrobiło, musimy iść spać.
Dokończę ci opowieść jutro. Maryna była tak zaciekawiona opowieścią, że nawet spać jej się nie chciało. Rozsądek wziął górę i udali się na odpoczynek.
    Następnego dnia wieczorem Róża powiedziała do Maryny coś nadzwyczajnego, że Maryna była zaskoczona tym tak mocno, że zemdlała, nie spodziewała się, że głowa Róży jest żywa, a może tylko zaczarowana? Na szczęście gajowy szybko ocucił Marynę polewając ją wodą z kubła, potem posadził ją koło kominka, nalał szklankę malinówki by nieco się uspokoiła i zaczął opowiadać Marynie że mała Róża chce się odwdzięczyć za taką troskę i podziękować
za to, że przygarnęli ją, gdy nawet rodzice jej nie chcieli z powodu nie wyjściowego wyglądu. Powiedzenie, że była tak brzydka, że do chrztu ją na widłach podawano, wcale nie jest tu przenośnią.
Gajowy kontynuował swą opowieść o małej, szpetnej Różyczce, a Maryna już spokojniejsza, bo zdążyła wypić malinówkę słuchała z zaciekawieniem opowieści o małej.
    Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, gajowy zakasłał na myśl o tym, jaka była wtedy sroga zima. Mimo, że zna to z opowieści nie chciałby przeżyć / jakby w ogóle przeżył / tak mroźnej i śnieżnej zimy.
Była połowa grudnia, śnieg zaczął tak sypać, że dookoła nic tylko biel, która aż raziła w oczy. Wiatr nadmuchiwał zaspy, las ubrany był w piękne czapy śniegowe a zwierzęta...no właśnie, te które nie zasnęły na zimę i z trudem brnęły w śniegu nie miały co jeść. Chata leśna, w której mieszkała Weronika z Różą i rodzicami, czyli moimi pradziadkami, była tak zasypana, że śnieg sięgał pod sam dach, który i tak już trzeszczał pod naciskiem ciężaru.
Nie było żadnej możliwości, żeby zaopatrzyć się w pobliskim miasteczku w żywność. Święta tuż, tuż a w chacie tylko ziemniaki.
Smutek i trwoga ogarnęła wszystkich. Weronika płakała a Róża przytuliła się do niej i powiedziała:
- Nie płacz mamo / tak właśnie do niej mówiła / coś mi mówi, że muszę przebrnąć przez ten śnieg do starego drzewa, do tej dziupli w której mnie znalazłaś. Tam poszukam pomocy.
Weronika stanowczo zaprotestowała! rzekła,
- Jeśli mamy umrzeć to tu wszyscy w domu, nigdzie nie pójdziesz Różo !
Dziewczynka zasmuciła się,  ale nie na długo. W nocy jak wszyscy spali wybrała się pod to drzewo i znalazła tam coś co jej się przyda i postanowiła zabrać to ze sobą a  nazajutrz… Weronika zapytała ją, co to jest za przedmiot i złajała Różyczkę, że sama się wybrała w taką mroźną noc, mogła przecież zabłądzić i zamarznąć w śniegu.
- Nic mi nie groziło, rzekła Róża, zobacz co mam - to czarodziejski talizman, który podarowała mi czarownica, która mieszkała w pniu drzewa, była już bardzo stara i chora. Opiekowałam się nią parę dni, a gdy staruszka umierała, podarowała mi talizman, mówiąc, że przyniesie mi szczęście. Zapomniałam go zabrać ze sobą gdy mnie znalazłaś. I prawie o nim zapomniałam, taka byłam szczęśliwa u ciebie. Ale nie przeżyłybyśmy tej zimy. Kiedy zasnęłam przyszła do mnie we śnie i prosiła bym odnalazła talizman, który mi podarowała i zabrała go ze sobą i dlatego wyruszyłam w tą noc po niego, żeby go zachować w bezpiecznym miejscu. Mieszkałam w konarach tego drzewa lato, jesień, zimę, wiosnę i znów lato. Talizman dawał mi siłę i niezrozumiałą przeze mnie moc.
Teraz jest potrzebny całej naszej rodzinie, dzięki niemu przetrwamy.
    Weronika uspokojona, cieszyła się, że Róży nic się nie stało. Z niedowierzaniem słuchała opowieści przybranej córki ale nie powiedziała jej o tym głośno. Niedługo musiała czekać aby przekonać się, że talizman to nie wymysł Róży. Następnego dnia ten talizman zrobił coś co Weronikę zaskoczyło, ponieważ ten talizman zaczarował  tak że, wszyscy w domu stali się bardziej radośni i patrzyli z nadzieją na zbliżające się Święta.
Było to dzień przed Wigilią, ciągnie opowieść gajowy. Z samego rana, domownicy wyszli przed chatę aby odgarnąć śnieg i wszyscy stanęli jak wryci.
Śnieg odgarnięty na boki a przed nimi snuła się ścieżka hen daleko... którą przecież mogli iść do miasteczka za lasem. Mróz nieco zelżał, słoneczko zaczęło wyglądać ciekawie zza chmur.     Uradowani wybrali się wszyscy na świąteczne zakupy. Kupili wszystko co było potrzebne, a także zrobili małe zapasy, obładowani i szczęśliwi wracali do chaty, a tam wszystko ich zaskakiwało, wszystko wydawało się piękniejsze, każda wykonywana praca była łatwiejsza, każda potrawa najsmaczniejsza, długo by tak można wymieniać. Nie mogli nadziwić się jak ogromną moc ma talizman.
Wiadomość o tym z biegiem czasu rozeszła się po okolicy i wzbudziła w chciwych ludziach zazdrość.
    Pewnej nocy Gajowy wstał, stanął przy oknie i nie patrząc na Marynę powiedział:
- Muszę trochę odsapnąć i przygotować coś do jedzenia. Przez tę opowieść zapomnieliśmy o sprawach codziennych.
Maryna zaniepokojona, że gajowy nie dokończy opowieści rzekła:
- Ja się wszystkim zajmę, posprzątam, rozpalę w kominku a wieczorem wrócimy do opowieści, dobrze ?
- Jasne, ja tymczasem pójdę do miasteczka po zakupy a po drodze nakarmię zwierzynę w lesie.
Maryna zabrała się z zapałem do pracy nie mogąc doczekać się dalszego ciągu opowieści.
Gajowy wracając z zakupów zastanawiał się jak zakończyć tę opowieść dziewczynie myślał i myślał, aż wymyślił. - Powiem jej, żeby zamieszkała u mnie. Jestem samotny, nie mam dzieci, zawsze będzie do kogo usta otworzyć a i jak się umyje i ubierze to całkiem z niej niezła babka.
Gajowy zaczął marzyć...jakby to dobrze było, gdyby jeszcze mnie pokochała...ach marzenia ściętej głowy. Machnął ręką i przyspieszył kroku. Wrócił do domu i od razu z progu zawołał: - Maryna !
- Jestem, jestem, rzekła. Gajowy wszedł do izby i ze zdumienia otworzył oczy.  Maryna wystrojona jakby co najmniej szła na jakiś bal ! Wyszorowana , ubrana dość gustownie wlepiła te swoje duże gały w niego, jakby miała za chwile zapytać: a co ładnie wyglądam ?
- Ładnie wyglądasz, powiedział gajowy, jakby wyczuł o co pytała spojrzeniem.
Jemy kolację i siadamy przy kominku, opowieści ciąg dalszy. Maryna ucieszyła się bardzo że gajowy, będzie opowiadać dalej, ale zapytała go, - Jak tam zakupy czy niczego nie zapomniał pan ?  Wszystko kupiłem, nawet coś ... - Proszę to są kwiaty dla Ciebie.
Chciałbym żebyś zamieszkała u mnie, walnął od razu z grubej rury i sam się aż zdziwił, że tak gładko mu to poszło.
Maryna aż przysiadła ze zdziwienia . - Jeśli nie zamieszkam to z opowieści nici ?
- To nie szantaż, zrobisz jak będziesz uważała. A tymczasem siadajmy.
Na czym to ja skończyłem ? aha już wiem.
    Kiedy wszyscy spali, świt budził już całą przyrodę. Nadeszła najpiękniejsza pora roku - wiosna. Wietrzyk kołysał szczyty drzew na których ptaki lekko budzone jego powiewem zaczynały śpiewać, jakby w podzięce.
Cała gromada różnych gatunków ptaków, przekrzykiwała się i popisywała swoim pięknym niekiedy zalotnym głosem. Słoneczko, które wyszło zza horyzontu jakby próbowało wtórować ogrzewając wszystkich ciepłymi promieniami. Zwierzęta ciekawie się wszystkiemu przyglądały, szukając w międzyczasie czegoś na śniadanie. Gdzieniegdzie leżały jeszcze połacie śniegu ale tylko w najciemniejszych zakątkach lasu.
    Pod chatkę zajechał powóz z jakimś jegomościem w środku, prowadzonym przez woźnicę, który zatrzymał gwałtownie dwa ogniste konie. Z powozu wysiadł przystojny, młody człowiek i skierował się w stronę drzwi ubogiej chaty zapukał do drzwi, a w drzwiach pojawiła się piękna panna z długimi włosami  i uplecionym warkoczem. Weronika zaspana i onieśmielona, przymrużywszy oczy, bo słońce padało na jej śliczną twarzyczkę, patrzyła na przystojnego młodzieńca przysłaniając ręką czoło. Teraz dopiero dotarło do niej, że stoi w zgrzebnej koszuli z dużym dekoltem, który lekko odsłaniał, jej piękne okrągłe piersi.
Zawstydzona rzekła:
- Pan do mnie ?
- Tak, odpowiedział młodzieniec.
- Muszę iść do chaty i przyodziać się a tymczasem, proszę zaczekać na zewnątrz!
Weronika z hukiem i rumieńcem na twarzy wpadła do izby, jak szalona i wystraszona pobiegła się szybko ubrać i za parę minut już była i zaprosiła go do izby.
Młodzieniec usiadł na wskazanym przez Weronikę stołku, który nieco skrzypiał, rozejrzał się dookoła i rzekł:
- Mam na imię Piotr, kilka wiosen temu spotkałem staruszkę, dobrą czarownicę, która powiedziała mi, że tu w tej chacie znajdę dla siebie żonę o imieniu Weronika.
Weronika oniemiała, jak to, pomyślała, skąd ta staruszka wiedziała o jej istnieniu przecież... ja jej nigdy nie spotkałam!
-Spotkałem ją w starym drzewie w środku lasu, ciągnął młodzieniec, jadąc dzisiaj tamtą drogą, zdziwiłem się bardzo, bo po drzewie ani śladu nie mówiąc już o staruszce.
- Staruszka odeszła, umarła, rzekła z kąta kuchni Róża.
Młodzieniec odwrócił głowę i zerknął w kierunku skąd dochodził głos.
Zobaczył brzydulę jakiej nigdy nie widział a że był człowiekiem dobrze wychowanym, nie dał po sobie poznać, jakie okropne wrażenie wywarł na nim widok twarzy dziewczynki.
Czuł jednak, że jest to osóbka o gołębim sercu.
    Dowiedział się wszystkiego o czarownicy i Róży. Wiedział też, że nikt już nie poprosi Weroniki o rękę ze względu na jej przybrana córkę.
Weronika wiedziała, że jeśli teraz odrzuci rękę Piotra zostanie sama. Rodzice jej byli chorzy, więc jeśli umrą, będzie jej ciężko samej z Różą.
Po namyśle powiedziała: - Jeśli tego chciała czarownica, muszę wypełnić jej wolę. Zgadzam się zostać twoją żoną pod warunkiem, że zrobisz coś o co ja cię poproszę , pójdziesz ze mną tam z powrotem pod drzewo i powiesz, że mnie kochasz. Piotr zgodził się bez wahania, poszli więc rozmawiając w miejsce gdzie wcześniej stało drzewo, słoneczko przygrzewało, ptaszki śpiewały, ale Weronika była pełna obaw, przestraszyła się, że Piotr się rozmyśli, ale nie chciała wychodzić za mąż bez miłości. Stanęła zasmucona a wiatr rozwiał jej złote włosy, które w słońcu mieniły się jak włosy anioła. Piotr oniemiał z zachwytu, patrzył na Weronikę. - Jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką w życiu widziałem, a twoje serce jest czyste, udowodniłaś to przygarniając biedne opuszczone dziecko. Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia i chcę byś została moją żoną. Powiedz czy ty mnie pokochasz jak ja ciebie?
Weronika milczała, błądziła gdzieś daleko myślami jakby była nieobecna.
Piotr chciał powtórzyć pytanie ale nie chciał jej przeszkadzać, wiedział, że to dla niej musi być ważne.
Wreszcie Weronika wyszeptała: - Jeśli to co czuję do ciebie można nazwać miłością to tak. Jesteśmy sobie pisani i nikt tego nie zmieni.
-To czemu u ciebie taki smutek zagościł na twarzy ? - rzekł.
- Piotrze czuję jakiś niepokój, zostawiłam rodziców samych z Różą musimy szybko wracać do domu.
Bez wahania wyruszyli do domu. Już z daleka zobaczyli jadący powóz z woźnicą i Różą. Nie mieli wątpliwości, musiało się stać coś strasznego.
Weronika była pewna, że jej rodzice, będą zadowoleni że już wraca… nie, tylko jej tak przemknęło przez myśl, bo tak chciałaby, żeby było.
Jednak widząc Różę zapłakaną i krzyczącą coś z daleka...
    Gdy powóz zbliżył się do nich, woźnica zatrzymał konie, Róża łkając powiedziała: - Mamo twoi rodzice nie żyją, umarli razem w jednym łóżku.
Weronika rozpłakała się i nie patrząc na nic biegiem rzuciła się do chatki rodziców. Ujrzała ich w łóżku, wyglądali tak jakby spali, na ich twarzach widniał spokój.
Wielki żal zagościł w jej sercu, ale wiedziała, że są razem szczęśliwi. Gdy nadjechał Piotr z Różą powiedziała: - Miałam przeczucie, tam w lesie... Łzy lały się jej po twarzy nie mogła opanować łkania. Piotr przytulił ją do siebie nie mówiąc nic, no bo cóż w takiej chwili można powiedzieć ?
    Gajowy zobaczył łzy na twarzy Maryny, sam zresztą ocierał oczy rękawem, odwracając twarz, podirytowany trochę, że dał się ponieść emocjom.
- Może uda mi się dokończyć opowieść jutro wieczorem, rzekł.
Tymczasem późno już, musimy odpocząć.
    Następnego dnia Maryna wstała bardzo wcześnie rano, pobiegła do gajowego żeby opowiadał dalej - Hej, rzekł gajowy za wcześnie na opowieści ! Najpierw obowiązki !!!
Musimy nanosić drew do kominka, wieczory i noce jeszcze chłodne. Posprzątać, przygotować coś do jedzenia i picia.
Maryna zabrała się ochoczo do pracy, wysprzątała, nawet chleb upiekła 
Nastał wieczór. Maryna już nie mogła się doczekać dalszej opowieści pobiegła do gajowego i spytała czy możemy zacząć dalszą opowieść. Siadaj tu przy kominku zaczynamy.
Rodziców pochowano na małym cmentarzu pod pięknymi brzozami. Codziennie Weronika zanosiła polne kwiaty i kładła je na grobie.
    Minął rok, Piotr często odwiedzał Weronikę pomagał jej w gospodarstwie, przywoził zakupy i pocieszał jak mógł.
Któregoś dnia ubrany odświętnie przywiózł jej pęk pięknych róż i poprosił ją o rękę ,a dziewczyna nie wiedziała co mu odpowiedzieć: - Rzekła daj mi trochę czasu do namysłu,
właściwie to wiedziała już co odpowie, chciała się tylko pięknie ubrać by ta chwila była dla Piotra niezapomniana. Gdy się przygotowała podeszła do niego, oczy jej błyszczały. O niczym innym nie marzę, zostanę z Tobą bo jesteś moim wybrankiem i ideałem, zostanę twoją żoną na dobre i na złe. Piotr bardzo się ucieszył z tej wiadomości. Rozpoczęto więc przygotowania do ślubu, wszyscy bardzo zajęci przygotowaniami i planowaniem uroczystości nie zwrócili uwagi na to, że coś złego zaczęło się dziać. To chciwi rodzice Róży gdy dowiedzieli się, że ich szpetna córka przyniosła szczęście Weronice i że posiada magiczny talizman postanowili porwać ją by dzięki magicznej mocy talizmanu zdobyć majątek i władzę. Postanowili wykonać swój plan po ceremonii zaślubin, by w zamieszaniu nie odkryto zniknięcia Róży.
    Ślub miał się odbyć w małym kościołku w miasteczku. Wybranie sukni ślubnej nie sprawiło młodym kłopotu. Suknia leżąca na dnie kufra w domu Weroniki była tą wymarzoną. W tej właśnie sukni brała ślub jej mama i tylko ta liczyła się dla niej. Śnieżno biała, haftowana w piękne stokrotki na przemian z zawilcami wyglądała jak dywan kwiatów kołyszących się na wietrze. Do tego piękny welon udrapowany i zakończony diademem z perłami. Pan młody przywiózł ze sobą piękny smoking, piękne błyszczące buty wyglancowane na połysk , przepiękny męski kapelusz. Przygotowania szły pełną parą, wszyscy uwijali się, by wszystko było dobrze przygotowane. Nikt nie zwracał uwagi na ludzi, którzy nieustannie się kręcili w pobliżu, zresztą nosili peleryny z kapturami by nikt ich nie rozpoznał. Na córce im nie zależało, cieszyli się, że się jej pozbyli, ale wiedzieli, że ma przy sobie talizman i aby go dostać muszą porwać Różę. Planowali się jej po wszystkim pozbyć, by ich nie wydała.
    Następnego dnia miał odbyć się ślub. Para młoda szła na czele orszaku, wokół pełno gości ubranych odświętnie, jak przystało na taką uroczystość. Przed nimi dreptała pięknie ubrana Róża, już jako młoda panienka, ubrana w bielusieńką suknię. Miała kosz pełen wielobarwnych płatków róż, które sypała przed nimi układając je w kolorowy dywan. W swej brzydocie wyglądała pięknie, nikt już nie zwracał uwagi na jej wygląd.
Rodzice Róży ukryci pod kapturami mieli utrudnione zadanie. Złościli się, że była na tak widocznym miejscu. Nie przewidzieli tego. Próbowali w ostatniej chwili coś wymyślić wpadli na pomysł żeby córeczkę dać na… no właśnie, na co??
Myśleli i myśleli, ale nie widzieli jak odciągnąć Różę na bok. Nie spodziewali się, że Weronika pozwoli takiej szkaradzie stać obok na ceremonii, musieli poczekać w ukryciu na dogodny moment.
    Ślub był piękny, ludzie nie mogli oderwać oczu od pięknej młodej pary, ukradkiem ocierali oczy. Tylko tych dwoje, zachłannych i okrutnych ludzi przeklinało w kącie, złościło ich szczęście innych, złorzeczyli Weronice, że przygarnęła Różę, bo przecież to im Róża powinna oddać talizman, już byliby bogaci. Los bywa okrutny, w tym przypadku dla tych, którzy knuli rzeczy złe i zawistne. Dawni rodzice Róży zostali zdemaskowani przez ich własnego sąsiada. Ten nie podejrzewając zamiarów rodziców Róży, po wyjściu wszystkich z kościoła zawołał donośnym głosem:- Posłuchajcie wszyscy, na ślub przybyli rodzice córki Weroniki! Nie powinni tu być ! Różo to są twoi prawdziwi rodzice ! Powinnaś ich publicznie oskarżyć o porzucenie! Zrobił się wielki szum, wszyscy odwrócili się w kierunku dwóch osób stojących.
    Nie czekali do zakończenia ceremonii , tak siedzieli w tym kącie aż końcu postanowili coś zrobić żeby, popsuć im dalszą zabawę. Nie zdążyli nic nowego wykombinować, bo Róża gdy usłyszała, że jej rodzice...nie zastanawiając się dobiegła w ich kierunku i powiedziała z żalem:
- Jakim prawem przyszliście tutaj na ślub mojej mamy ? Jak możecie mi teraz spojrzeć w oczy po tym jak zostawiliście mnie na pastwę losu samą w lesie?
Nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Zaskoczeni słowami córki nie wiedzieli co mają powiedzieć.
Róża nie czekała na żadne usprawiedliwienie ze strony rodziców, bo cokolwiek by powiedzieli to nie miało dla niej już znaczenia. Rodzice, którzy w tak okrutny sposób pozbyli się własnej córki, są godni najwyższego potępienia. Powinni cieszyć się, że Weronika na prośbę Róży nie wniosła oskarżenia i dzięki temu uniknęli kary.
Odwróciła się od nich i z podniesioną głową podeszła do Weroniki przytulając się do niej.
Wszyscy goście weselni, potraktowali intruzów w podobny sposób i poszli za młodą parą, w kierunku polany przy chacie Weroniki, to miejsce to dom weselny Piotra i Weroniki.
Rodzice Róży nie dali za wygraną oddalili się na tyle, by wszyscy pomyśleli, że sobie poszli, w rzeczywistości siedzieli w zaroślach i obserwowali rozbawione towarzystwo, bowiem wesoła muzyka, jadło i miód pitny zrobiły swoje, wszyscy wspaniale się bawili, jedzono, pito i tańczono, zapominając o przykrym incydencie. Tylko Róża choć uśmiechała się, smutna była i płakać się jej chciało gdy myślała o niegodziwości rodziców. Odeszła na bok i patrzyła na bawiących się gości. Nie chciała przerywać tej uroczystości bo widziała jak goście się wspaniale bawią. Róża zostawiła bawiących się gości poszła dalej smutna i zapłakana,
nie zauważyła, że za nią skradają się chciwi rodzice, szli po cichutku licząc, że Róża oddali się na tyle by nikt nie zauważył co się dzieje. Powoli zaszła na polanę gdzie kiedyś mieszkała czarownica i płakała bezgłośnie, zasłoniła twarz, łzy niemal ją zaślepiły.
     Cała przyroda wokół niej zamarła jakby w oczekiwaniu czegoś strasznego tylko dziewczynka pogrążona w smutku niczego się nie spodziewała. Szlochała nad swoim losem, okrucieństwem rodziców. Uklękła nad mogiłą czarownicy i żaliła się jej. Opowiadała o szlachetności Weroniki i Piotra, który również ją zaakceptował. Wtedy stało się coś strasznego.
    Ukryci rodzice w ciemnych zaroślach, wybiegli cichaczem w kierunku Róży, rzucili się na nią i próbowali zerwać talizman z jej szyi. Dziewczyna nigdy się z nim nie rozstawała, widzieli to podli rodzice w trakcie ceremonii ślubnej, jak wisiał na jej piersiach.
Róża krzyczała, wyrywała się ale nikt jej nie słyszał. Polana na której trwała cała uroczystość, nawet gdyby była blisko, to hałas muzyki i rozbawionych gości zagłuszał jej wołanie o pomoc. Róża została na polanie sama jak tamtego dnia, zapłakana, bezsilna i przestraszona.
    Wyrodni rodzice znów ją skrzywdzili, rzucili się jak wygłodniałe hieny, wszelkie hamulce przestały istnieć, myśleli tylko o tym, by zdobyć talizman. Róża była przeszkodą, którą należy usunąć. Postanowili ją gdzieś ukryć tak żeby nikt nie widział i wtedy dziewczynie zabiorą ten talizman. Związali ją mocno, sznury wcinały się w ręce, kalecząc boleśnie, brudną szmatą zawiązali jej usta by nie mogła wzywać pomocy. Ciągnęli ją w głąb lasu do miejsca zwanego przez ludzi czarcim jarem. Ludzie omijali tę okolicę bo bali się tam chodzić, opowiadano legendy o spotkaniach czarownic i magów, które tam się w dawnych czasach odbywały. Róża była sparaliżowana ze strachu, poddała się oprawcom, modliła się tylko w duchu o pomyślność dla Weroniki i jej całej rodziny, wiedziała, że jej już nic nie jest w stanie pomóc
i uratować , była tak pobita, sina, że nikt jej nie pozna taką jaką była. Pomyślała sobie, że jeszcze ci okropni ludzie zapłacą za swoją złość.
Rzucili ją w głęboki dół jak jakąś padlinę, całe szczęście, że chciwość ich nie pozwalała na tracenie czasu i pozostawili ją tak niczym nie przykrywając.
    Tymczasem na polanie wszyscy dobrze się bawili. Weronika była bardzo niespokojna, bo już od dłuższego czasu wypatrywała w tłumie gości, Róży. Nigdy na tak długo nie oddalała się od niej. Zwróciła się do męża i powiedziała mu o swoim niepokoju. Najpierw we dwoje szukali wszędzie bez skutku. Uciszyli grajków i wszystkich gości i powiedzieli o zniknięciu Róży.
Wszyscy byli zgodni co do tego, że trzeba wyruszyć w las na poszukiwanie dziewczyny. Zaopatrzeni w płonące pochodnie wyruszyli niezwłocznie szukając dziewczyny ale nie wiedząc gdzie iść ,aż Weronika wpadła na pomysł żeby pójść pod drzewo gdzie chodziła tam do tej czarownicy.
    Gajowy zamilkł na chwilę, by dorzucić do kominka, zaczęło już bowiem przygasać. Nalał jeszcze malinówki do pucharków bo w gardle mu zaschło.
- ale co się stało z Różą, pytała Maryna, skąd się wzięła jej głowa przy wejściu do chaty?
Nie mogła wręcz usiedzieć na miejscu z ciekawości. Gajowy kontynuował opowieść.
Tylko Weronika znała drogę do miejsca gdzie znalazła Różę. Kiedy wszyscy się tam znaleźli nikogo wokół nie było.
Było strasznie ciemno, pochodnie prawie dopalały się i co niektórych ogarnął strach. Weronika i goście domyślali się czyja to była sprawka. Jeden z tubylców odważny jegomość, zaproponował drogę do czarciego jaru. W głosach większości odezwał się jęk, bo wiedzieli co to za miejsce.
Jednak większość z nich była na tyle odważna po wypiciu miodu weselnego, że przekonała trzeźwych. Ruszyli natychmiast póki jeszcze mieli trochę światła z dopalających się pochodni.
Idąc tak, wołając dziewczynę usłyszeli jakiś krzyk. To jeden z gości wpadł do olbrzymiego dołu w którym leżała martwa Róża.
Wyciągnęli to biedne dziecko i położyli na mchu. Widok wszystkich przeraził.   Ciało Róży było posiniaczone i brudne, włosy potargane a sukienka wcześniej biała, nie przypominała już tej z orszaku weselnego.
    Widząc taki obraz, Weronika całym ciałem upadła obok córki, z piersi wyrwał jej się niekontrolowany szloch, który swoją siłą obudził cały las, aż wszystkie zwierzęta i ptaki wybudzone gwałtownie ze snu, pośpiesznie ukrywały się przerażone.
    Wszyscy, którzy stali obok nie mogli powstrzymać łez.  Piotr wziął na ręce ciało Róży i ruszyli w kierunku chaty, już nikt się nie śmiał, wszyscy opłakiwali nieszczęsne dziecko. Po oprawcach nie było śladu. Wszyscy jednak domyślali się kto jest winny śmierci Róży.     Natychmiast zorganizowano akcję, mężczyźni udali się do domu rodziców Róży.
Weronika ruszyła z nimi. Bała się, że rozwścieczony tłum zlinczuje tych dwoje a wtedy mogą być problemy. Chciała, żeby dosięgła ich słuszna kara ale nie w ten sposób. Gdy dotarli do ich domu, drzwi były uchylone i słychać było przeraźliwe nieludzkie głosy. Wpadli do izby prawie z drzwiami i co widzą. Tych dwoje głupich, zawistnych morderców siedziało w kącie i wyło jak się później okazało, z bólu. Ręce pookręcane w jakieś brudne mokre szmaty trzymane do góry jakby z błaganiem o pomoc, która nie przychodziła. Mieli poparzone ręce do krwi a talizman leżał obok, na widok przybyłych zaczęli jeszcze głośniej zawodzić.     Wszyscy stanęli jak wryci na ten widok, nie wiedzieli co począć. Weronika podeszła bliżej, podniosła talizman, a on w magiczny sposób przekazał jej swoją wolę, zabrała go więc i wyszła, łzy płynęły jej po policzkach. Mężczyźni zabrali parę złoczyńców na posterunek, Weronika nie chciała na to patrzeć, chciała jak najszybciej znaleźć się przy córce, wróciła wiec do chaty gdzie złożono ciało, uklękła przy łóżku, a talizman położyła na piersi Róży. Nagle dziewczynka otworzyła oczy i słabym głosem wyszeptała: - mamo miałam straszny sen, śniło mi się... - cicho, odpowiedziała Weronika a serce jej mało nie wyskoczyło z piersi na myśl, że Róża wyzdrowieje.
- Piotrze ! krzyknęła a potem ciszej dodała: - sprowadź najlepszych lekarzy a ja tymczasem umyję i przebiorę córkę.
    Piotr natychmiast kazał woźnicy zaprzęgać konie, bez zwłoki wyruszył do miasteczka po pomoc. Tymczasem talizman promieniował i świecił, stał się jakby częścią dziewczynki. Oczywiste było, że on przywrócił Róży życie, ale czy to może być prawda? Weronika szalała z niepokoju pomiędzy rozpaczą, a nadzieją, bała się uwierzyć w to co się stało i nawet nie wiedziała że się stanie cud ale to, czego była świadkiem przeczyło wszystkiemu, talizman promieniował tak jasno i jakby wnikał w ciało dziewczynki oddając jej swą moc i siłę. Róża przebudziła się, niby wyglądała tak samo, ale biła od niej jakaś nieziemska siła i dostojeństwo, talizman zniknął całkowicie, jakby skrył się ze wstydu, że przyczynił się do cierpienia dziewczyny. Uśmiechnęła się do mamy.

    Gajowy zaczął ziewać. Pomyślał, że musi tę opowieść opowiadać jak najdłużej. Maryna zafascynowana, codzienne śpieszy z porządkami, gotuje obiad, aby tylko z nastaniem zmroku, usiąść przy kominku i wsłuchiwać się w jego bajanie. Dobrze mi jest, wzdrygnął się na myśl, że po zakończeniu tej historii, Maryna zostawi go i znów zostanie sam.
- Opowiadaj dalej, rzekła Maryna
- Dzisiaj już późno, musimy kłaść się na spoczynek, jutro też jest dzień.
- Wcześnie jeszcze, przekomarzała się, obiecuję, że jutro upiekę przepyszny placek, jak poopowiadasz jeszcze z godzinkę.
Gajowy dał się namówić i ciągnął dalej.
    Weronika musiała jednak przyjąć do wiadomości fakt, że to czarownica przez talizman uratowała jej życie. Nie znalazła innego wytłumaczenia.
Róża z dnia na dzień była bardziej żywa, radosna i nabierała sił. Po miesiącu wyglądała tak jakby nigdy nic się nie stało. Lekarze, owszem pomogli ale to były tylko kremy i maści na jej zewnętrzne dolegliwości.
    Rodzice Róży siedzieli w więzieniu i czekali na wyrok. Przesłuchano mnóstwo świadków, oszczędzono przesłuchanie Róży, było dość dowodów, żeby ich skazać na najwyższą karę.
W chacie na polanie wszystko zaczęło wracać do normy.
Po procesie, na którym zapadł sprawiedliwy, surowy wyrok wszystko wróciło do normy. Starano się zapomnieć o złych przeżyciach.
    Wkrótce na świat przyszły dzieci Weroniki i Piotra, a Róża już prawie dorosła troskliwie się nimi opiekowała. Ze względu na swój wygląd nie liczyła na to, że kiedykolwiek wyjdzie za maż, pogodziła się już ze swym losem, a życie w chatce było jedną sielanką.
Mijały lata, dzieci, rodziły się , dorastały, Weronika i Piotr odeszli już z tego świata. Róża bardzo to przeżyła. Bardzo kochała całą rodzinę Weroniki, jej dzieci, wnuki, ale to Weronika była jej najbliższa. Sama też już się postarzała, skurczyła się jakby w sobie, zasuszyła, tak jakby tylko talizman trzymał ją przy życiu i jakby sama była talizmanem tej rodziny.
    Maryna przerwała pierwszy raz opowiadanie gajowego i zapytała :
- Powiedz mi ile miała dzieci Weronika ? a te dzieci, ile wnuków ? a ich imiona ?
Gajowy uśmiechnął się  tajemniczo, pomyślał, że Maryna zaczyna próbować sama analizować pewne fakty. Nie może kłamać, musi jej powiedzieć. Wcześniej czy później będzie wypytywać o szczegóły.
- miała dwoje dzieci, chłopca o imieniu Mat i dziewczynkę o imieniu Tora.
Tora miała dwóch chłopców Klemensa i Filipa a Mat dziewczynkę Zofię.
    Gajowemu, zrobiło się gorąco. Musi zejść z tematu imion, przecież Maryna nie zna jego imienia, powie jej ale nie teraz.
Maryna jakby wyczuła sytuację a była to kobieta o wielkiej kulturze osobistej, los tylko sprawił, że była bezdomną.
Wiedziała, że gajowy jest dalszym ciągiem historii rodzinnej i nie chciała wyprzedzać faktów.
Powiedziała tylko:
- Ładne imiona, opowiadaj dalej...
Gajowemu kamień spadł z serca i ciągnął opowieść dalej.
Maryna czekała chwilkę na dalszy ciąg opowieści , gajowy zastanawiał się…
- Na czym to ja skończyłem?... aha.
    Pewnego dnia Róża wezwała do siebie dzieci Weroniki i Piotra.
- Jestem już stara powiedziała, a dzięki waszym rodzicom moje życie było wspaniałe, kocham ich i was, jesteście moją rodziną. Już niedługo i mi przyjdzie się pożegnać z tym światem, czuję to. Ale nie martwcie się i nie płaczcie, dodała szybko widząc łzy w ich oczach. Choć odejdę zawsze będę z wami, swoim sercem. Znacie moją historię i wiecie, jaką moc posiadam. Zawsze będę opiekować się rodziną i będę zawsze o was pamiętać , póki jestem jeszcze z wami.
    Mat i Tora byli wpatrzeni w twarz Róży załzawionymi oczami, jakby chcieli zapamiętać każdy ruch mięśni. Róża siliła się na uśmiech ale wyglądało to jak smutny grymas na jej pooranej zmarszczkami twarzy. Tylko z oczu jej, nie zmienionych od lat wielu, można było wyczytać co w danej chwili czuje i myśli.
    - Kocham was moje robaczki, tak się do nich często zwracała, kiedy umrę proszę abyście mnie pochowali, obok moich i waszych rodziców czyli Piotra i Weroniki razem z talizmanem. On miał moc tylko przy mnie i nie wolno wam nikomu mówić gdzie on jest. Podli ludzie mogli by próbować z bezcześcić grób a talizman w rękach niegodnych ludzi mógłby wyrządzić wiele krzywd. Ja zostawię wam moją siłę i moc, której nikt nie zdoła wam wyrwać. Stanie się to prawie natychmiast po moim pogrzebie. Nie muszę wam mówić, sami będziecie wiedzieć... co gdzie i co dalej robić, moja moc będzie zawsze z wami a źli ludzie będą płacić za złe swoje czyny.
Pożegnała się z nimi, bo chciała jeszcze dokończyć płaskorzeźbę twarzy czarownicy, robiła ją już od jakiegoś czasu. Była już prawie skończona, jeszcze tylko chciała przekazać jej swą moc, by strzegła jej bliskich. Odprawiła nad nią tajemnicze rytuały, których kiedyś nauczyła się od starej czarownicy, wypowiadała tajemne zaklęcia. Gdy ukończyła swe dzieło udała się na spoczynek.
A po spoczynku ze swoją płasko rzeźbą udała się do dzieci, żeby im przekazać moc.
Oj, dobrze, że nie dotarłam do dzieci. Miało to być po mojej śmierci, przypomniała sobie. Starość nie radość, pamięć już mnie zawodzi, czas umierać, pomyślała i uśmiechnęła się. Chyba jeszcze trochę pożyję !
    Róża miała przyjaciela, który mieszkał w chatce koło rzeki. Samotny, ułomny bez rodziny. Często do niego zaglądała jeszcze jak żyła Weronika. Chodziły razem. Po śmierci rodziców odwiedzała go sama nie chciała mówić o tym dzieciom Weroniki. Dosyć napatrzyli się na jej brzydotę, żeby jeszcze patrzeć na tego kalekę. Zapakowała płaskorzeźbę do worka i udała się do chatki nad rzekę... gdzie mieszkał przyjaciel Róży tam zastanawiali się co poczynią dalej.
    Właściwie to Róża chciała pożegnać się z przyjacielem, wiedziała już co zrobi. Smutno jej się zrobiło, gdy tak rozmawiali, widziała łzy w oczach przyjaciela. - Miałam dobre życie mój drogi, nie smuć się z mego powodu, na mnie już przyszedł czas, chciałam tylko doprowadzić do końca wszystkie sprawy. Przyszłam prosić Cię byś po mojej śmierci przekazał to moim bliskim, jako spadek po mnie. To mówiąc wyjęła z worka płaskorzeźbę z głową czarownicy, która była odrażająco brzydka, biła jednak od niej aura dobrej mocy. Przekaż moje słowa, by nie zapomnieli w żalu, nie chcę by płakano po mnie, odchodzę, takie są koleje losu. Ta głowa zapewni szczęście, zdrowie i dobrobyt rodzinie. Przekazuje ją tobie, bo ufam Ci, wiem że mnie nie zawiedziesz. Uściskała go jeszcze ostatni raz na pożegnanie i wyszła.
Róża trzymała się jeszcze jak żegnała się z przyjacielem. Po wyjściu z chaty, rozpłakała się jak małe dziecko. Bo tak naprawdę była nim w głębi duszy.
    Szła ciemną ścieżką, prowadzącą do domu. Nie bała się, las był jej drugim domem a w domu wszyscy czują się bezpiecznie. Rozmyślała nad swoim życiem, które tak naprawdę było piękne. To dzięki Weronice i Piotrowi a teraz jej dzieciom czuła się szczęśliwa i bezpieczna. Wszystkie tragiczne wydarzenia w jej życiu widziała jak przez mgłę, to dzięki miłości jakiej doznała.
Nie boi się śmierci, wie, że jakaś cząstka jej pozostanie, tu na ziemi.
Idąc tak, nawet nie zauważyła jak doszła do domu. Po zajściu do domu pożegnała się z rodzinką i położyła się spać.
    Sen miała piękny, była w nim Weronika i Piotr, tacy młodzi, roześmiani podbiegła do nich i spostrzegła, że sama jest młoda i .... nie mogła uwierzyć... to nie może być prawda, jak to się stało? Jesteś piękna - powiedziała Weronika, bo piękne i czyste jest twoje serce. Śmiała się i płakała, nie mogąc uwierzyć w to co się stało. - Chodź teraz z nami...
Róża uśmiechała się przez sen....
Tak ją zobaczyli rano. Nie obudziła się ze snu. Serca domowników przepełnione były smutkiem, a oczy łzami, ale pamiętali jej ostatnie słowa - "nie smućcie się" - Róża też się uśmiechała, więc może jest jej dobrze?
    Życzenia Róży, zostały spełnione. Pochowana została Obok Weroniki i Piotra. Talizman ukryty w zakamarkach sukni żałobnej na piersiach. Nikt oprócz najbliższej rodziny nie wiedział o nim. Grób obsypany kwiatami. Cała przyroda zdała się płakać. Był to majowy poranek. Wszystkie słowiki jakby umówiły się i swoim śpiewem żegnały Różę. Był to koncert mistrzowski, który budził we wszystkich zdumienie i podziw. Niepozorne ptaki, tak jak niepozorna i skromna była Róża, zachwycały wszystkich potężną skalą głosów.
Nagle nastała cisza… wszyscy w skupieniu, odeszli od grobu i podążyli do swoich domostw.
    Nikt nie zauważył jak przyjaciel Róży podążał szybkim krokiem w kierunku, tak niedawno jeszcze, jej domu, aby przekazać płaskorzeźbę bliskim przyjaciołom jako spadek po niej, bo ta głowa zapewni szczęście i zdrowie bliskim.
Kiedy doszedł do domu, nikogo jeszcze nie było. Sam podstawił drabinę  i zawiesił płaskorzeźbę czarownicy nad wejściowymi drzwiami. Jak cicho przyszedł tak samo oddalił się w kierunku swojej chaty nad rzeką.
Po powrocie do domu ujrzeli głowę czarownicy, była szkaradna, ale nie bali się jej, wiedzieli bowiem, że to od Róży. Zapatrzyli się na płaskorzeźbę, nie potrzebne były żadne słowa, płynął od nich taki spokój.
    Gajowy  zamilkł, gdzieś daleko słychać było ujadanie psów. W domu cisza jak makiem zasiał. Maryna z osłupiałymi oczami, wpatrzona w gajowego nie mogła wykrztusić słowa.
Była już pewna, że gajowy musi być jednym z wnuków Weroniki. Nie ważne czy Klemens czy Filip, poczeka aż sam jej to powie. Wiedziała już teraz, że jej miejsce jest przy jego boku.
Oboje nie są za młodzi ale jeszcze mogą nacieszyć się życiem.
Gajowy patrzył niepostrzeżenie na Marynę, wiedział, że nie zapyta go już o nic.
    Opowieść właściwie zakończył ale wiedział, że los dalej będzie ją pisał, miał cichą nadzieję, że teraz kolej aby życie włączyło do niej Marynę. Wyszedł do swojej sypialni, gdzie był ukryty pierścionek zaręczynowy, który kiedyś kupił  dla swojej dziewczyny. Tej historii opowiadał jej nie będzie. Nigdy nie przypuszczał, że jeszcze będzie miał  go komu podarować.
Z bijącym sercem doszedł do Maryny, uklęknął przed nią i powiedział:
- Maryna, zostaniesz moją żoną ? Mam na imię Filip, jestem wnukiem Weroniki.
Maryna w pierwszej chwili zaniemówiła z wrażenia, o takim zakończeniu nie śmiała nawet marzyć. Obawiała się chwili gdy gajowy zakończy swą opowieść, że będzie musiała opuścić przytulną chatkę, Filipa...
Zarumieniła się patrząc w jego oczy. Trochę bała się tego co czuje, tak długo była samotna i nie umiała wyrażać uczuć, jednak Filip bardzo jej się podobał, był bardzo przystojnym mężczyzną, a co najważniejsze dobrym i szczerym. Bała się nawet przed sobą nazwać te uczucia, ale podświadomie wiedziała, stroiła się, piekła ciasta, dbała o gajówkę.
Milczenie przeciągało się, Filip posmutniał...
- Tak Filipie, bardzo tego chcę, powiedziała w końcu szybko Maryna przestraszona, że może się rozmyślić i spłonęła rumieńcem.
Przytuleni do siebie dziękowali losowi, że pozwolił im spotkać się. Wiedzieli bez zbędnych słów, że nad ich życiem będzie czuwała Róża.
Maryna na rzeźbę wiszącą nad drzwiami patrzyła teraz nie z odrazą ale z sentymentem i z wielkim szacunkiem.
KONIEC


"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia." Jonathan Carroll. 

http://ecolacom.pl.tl/sig.png     

Offline

 

#2 2009-02-06 20:43:51

dana

Stały Bywalec

Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2009-02-06
Posty: 108
Punktów :   
WWW

Re: Smak dzikiej róży – czyli niekończąca się opowieść III

Tytuł.....................................................


Za górami za lasami była sobie przepiękna dolina a w ogół niej przepiękne wzgórza, które okalały swoimi ramionami miejsce tak piękne, że tubylcy zachwyceni tą doliną chcieli ją zachować wyłącznie dla siebie, dlatego też postanowili zrobić coś niezwykłego a raczej samolubnego, wszystkich obcych, którzy chcieli osiedlić się w tej dolinie podstępnie kierowano ustawiając fałszywe drogowskazy do zaczarowanej stolicy, gdzie mieszkała piękna królewna.
Niestety, tak samo jak wielka była jej uroda, tak wielka była jej próżność i okrucieństwo w stosunku do tubylców postanowili królewnę pozbawić podstępnie tronu i ogłosić królową jedną z dziewic ze swojego klanu. Zadanie było na tyle trudne, że poszli po radę do mędrca, który mieszkał w swej pustelni na skraju lasu. Mędrzec poradził im aby poszli w nocy w głębię boru na mokradła i odnaleźli przy pełni księżyca czarodziejskie ziele, które ma zaprowadzić do pięknej doliny gdzie mieszkający tam ludzie pomogą im w zagospodarowaniu się i w budowie pięknego pałacyku z tajemną komnatą w wieży, gdzie mogliby zwabić i uwięzić okrutną królewnę. Tak też zrobili ale jak to w życiu bywa, sługus królewny, który znalazł się w śród tubylców jako szpieg doniósł innym sługom, którzy pilnowali królewnę, o zamiarach tubylców. Królewna wściekła się i... postanowiła ich oskarżyć o zdradę, a oznaczało to tylko jedno, ciemne lochy pod zamkiem, gdzie trzymano uwięzionych. Wybrała się na policję złożyć doniesienie. Policja nie mając dowodów sprawę umorzyła, więc królewna sama wpadła na okrutny i nieludzi plan jak pozbyć się przywódców spisku, udając dobre chęci zaprosiła ich na ucztę a na tej uczcie było obfite jedzonko i tańce i mnóstwo gorzały. Jednak tubylcy już wcześniej wywęszyli podstęp i zaopatrzyli się w taką podobną ucztę i zaprosili jeszcze innych ciekawych gości a w zanadrzu mieli proszek usypiający, który użyli przeciwko okrutnej pannie i jej sługusom, sami świetnie się bawili, a królewnę i jej popleczników ukarali za wszystko zło jakie wyrządzali swoim podwładnym. Uwięzili więc królewnę w wierzy, a jej sługusów w lochach i ukarali ich za ..... no właśnie, kara była straszna, królewna obudziwszy się ze śpiączki w wieży dowiedziała się że sługusy siedzą zamknięci w lochach a ona tu na wysokiej wieży sama. Wpadła w panikę i zaczęła krzyczeć i wołać pomocy, aż się tu nagle zjawił mały ptaszek, który przemówił do królewny ludzkim głosem ... Posłuchaj mnie królewno, jesteś nie godna tytułu jaki nosisz. Królewna wściekła się i chciała złapać ptaszka, ale on nie zrażony pofrunął wyżej i czynił jej wyrzuty, jak złą jest władczynią, a ona płakała z bezsilności, złości i trochę jej się wstyd zrobiło bo w głębi serca wiedziała, ze ptaszek ma rację. Postanowiła zatem, zmienić się, tylko jak przekonać tych wszystkich których zraniła ? Siedząc w tej zimnej i niewygodnej wieży zrozumiała co straciła.
Postanowiła poprosić ptaszka o pomoc, by przekazał ludziom, że pragnie się odmienić i by dali jej szansę na to. Obiecała, że będzie odtąd dobrze traktowała swoich poddanych, i że nie ukarze ludzi, którzy ją uwięzili, bo działali w dobrej wierze. Wyglądało na to, że ptaszek zaczął powoli wierzyć królewnie, bo miał dobre serduszko. Pomyślał jednak, że zanim ogłosi ten fakt musi sprawdzić królewnę, czy aby na pewno mówi prawdę. Jak pomyślał tak postanowił. Królewno, powiedział... przekażę, co mówiłaś, ale jeśli chcesz by uwolniono cię z wierzy nie wystarczy moje słowo, trzeba zmienić prawo obowiązujące w królestwie, które jest złe i działa na niekorzyść ludu. Zrobię wszystko co zechcesz - rzekła królewna. Pozwolę nawet na to abyś sam napisał reguły prawa, jakie mają obowiązywać. Ptaszek już nie miał wątpliwości co przekazała mu królewna i postanowił napisać te prawa jakie mają obowiązywać a że ptaszek maleńki na prawach nie znał się najlepiej poprosił o pomoc w pisaniu ministrów. Chciał by nowe prawo było sprawiedliwe i by nikt w królestwie nie cierpiał. Napisali zasady Państwa jako wspólnego dobra, z podpisami ministrów najwyższej rangi i podali do publicznej wiadomości w formie "Księgi Praw i Obowiązków "
A królewna przystawiła pieczęć i podpisała się pod tym dokumentem, bo bardzo chciała by wybaczono jej niesprawiedliwości i by wszystko zacząć od nowa. Wydano z tej okazji wspaniałą ucztę, a wszyscy mieszkańcy królestwa ogromnie się cieszyli, no prawie wszyscy, bo był ktoś, komu bardzo przeszkadzał i zazdrościł takiej uczty niestety ale tym "ktosiem" byli sługusy królewny, którzy nie mogli pogodzić się z przegraną a którym nie zależało na harmonii w Państwie i na sprawiedliwości dla innych ludzi. Postanowili zamieszać w Królestwie i negować wszystkie dekrety ich zdaniem niezgodne i negatywne w stosunku do interesów całego Królestwa. Zdecydowali się na krok ostateczny.
Postanowili zabić królewnę, a powstałe przy tym zamieszanie wykorzystać do swych niecnych planów. Przygotowali się do tego starannie i kiedy tylko nadarzyła się okazja...
zdobyli zaufanie strażników, poczęstowali ich napojem z dodatkiem zioła nasennego i weszli do komnaty królewny.
Powoli skradali się do łoża by we śnie zgładzić królewnę, byli już tuż tuż, gdy okazało się, że królewny nie ma, a do komnaty wbiegła straż.
Byli bardzo zdziwieni że królewny nie ma i zastanawiali się jakim cudem zniknęła. Dzięki straży osobistej, zawsze znajdzie się ktoś kto zakabluje i tym razem też tak się stało. Dawni sługusy królewny zostali ponownie wtrąceni do lochów i czeka ich sprawiedliwy proces.
Po zakończeniu procesu królewna postanowiła wyruszyć na poszukiwanie nowego wielbiciela. Czuła się bowiem samotna, a że nie wszyscy słyszeli o jej przemianie to i adoratorów nie miała. Najpierw chciała wyjechać, ale bała się zostawić królestwo bez opieki. Postanowiła więc wyprawić bal, na który zaprosi najznakomitszych kawalerów...
Na bal mieli być zaproszeni również wszyscy z okolicznych wiosek, mali, duzi, biedni, bogaci. Królowa tym samym chciała pokazać ludowi jak bardzo się zmieniła.
Postanowiła na tym balu pokazać na co ja stać, zaprosiła także pięknego księcia który
okazał się kretynem, z pozoru piękny, a pusty jak Ken laleczka, królewna była rozczarowana zachowaniem pięknego księcia ale wtedy właśnie podszedł do niej skromnie ubrany młodzieniec i poprosił królewnę do tańca. W pierwszej chwili chciała odmówić, ale zaciekawił ją i choć nie był tak ładny jak książę miał w sobie ogromny urok. Okazało się, że tańczył bardzo dobrze i królewna młodzieńca pochwaliła za ładny taniec i zaproponowała kolejny, aż w końcu się roztańczyła i opadła z sił .
Wtedy kawaler zaproponował, by usiedli w małej altance. Królewna się zgodziła bo młodzieniec coraz bardziej ją fascynował i choć pochodzi ze skromnej rodziny jego inteligencja, bardzo jej imponowała. Tak spędzili cały wieczór, na tańcach, rozmowie, że żal im się było rozstawać, a następnego dnia... młody kawaler poprosił ją o rękę.
Królewna zdziwiona tak szybkim obrotem sprawy, nie wiedziała co ma czynić.
Jednak szybko przemknęła jej myśl, że przecież po to organizowała ten bal ! Nie chcąc jednak podejmować pochopnie decyzji zastanowiła się przez chwilę i podeszła do młodzieńca powiedziała mu że się zgadza. Młodzieniec z Królewną postanowili ustalić jak najszybciej datę ślubu, która miała przypaść w rocznicę odnowy jej Królestwa.
A tymczasem kawaler przychodził do niej co dzień z bukietami polnych kwiatów, prowadzili długie rozmowy i przygotowywali wesele.
Równolegle ciągnął się proces sługusów królowej. Wszyscy chcieli aby był sprawiedliwy i zakończył się słusznym wyrokiem. Królewna chciała aby stało się to na długo przed jej ślubem. Poprosiła więc do siebie osoby odpowiedzialne za przebieg śledztwa, by postarali się szybko rozwiązać sprawę, aby nic nie zakłócało jej szczęścia w dzień ślubu. Tak też się stało , 10 lat więzienia i ciężkiej pracy na rzecz Królestwa, taki padł wyrok. Bez prawa odwołania i zwolnienia przed czasem.
Wszyscy włącznie z królewną odetchnęli z ulgą. Teraz przyszedł czas na przygotowania do ślubu i na huczne weselisko. Wydarzyło się jednak coś, czego nikt nie przewidział.
Kiedy kawaler nie zjawiał się kilka dni, zaniepokojona Królewna wysłała posłańca aby sprawdził co się dzieje.
Pan młody leżał cały w gorączce, majaczył... królewna przeraziła się chorobą narzeczonego, ale nie straciła głowy, wezwała najlepszych medyków by uleczyli jej ukochanego. Następnego dnia młody kawaler czuł się coraz lepiej i wyglądało na to, że do wesela wyzdrowieje. Królewna przygotowała mu pokój w swoim pałacu, aby najlepsi lekarze osobiście przy nim czuwali.
Trochę dziwna była ta choroba kawalera, przez przypadek wydało się, że dręczy go los jego rodziców, którzy mieszkają w ubogiej chacie. Rodzice młodzieńca mieszkali kiedyś na dworze królewny, ale w skutek intryg i kłamliwych pomówień zawistnych ludzi, ojciec królewny wyrzucił ich z pałacu i odebrał majątek. Gdy królewna się o tym dowiedziała kazała niezwłocznie sprowadzić rodziców do pałacu, przeprosić i oddać im cały majątek.
Była zasmucona, że Pan jej serca nie powiedział jej o tym. Gdy go spytała o przyczynę milczenia, odpowiedział, że nie chciał jej robić przykrości, bo wydalono ich z pałacu na polecenie króla, a winni tego oszczercy już nie żyli.
Królewna posmutniała, wiele się ostatnio dowiedziała o sprawach państwa, zawsze była chroniona przed problemami, rozpieszczana przez wszystkich, nie miała pojęcia o prawdziwym życiu, nie wiedziała, że tyle zła jest na świecie. Postanowiła, że wszystko zmieni się na dobre ale nie wiedziała jak to zrobić postanowiła więc udać się do dobrych ludzi którzy jej w tym pomogą a po drodze spotkało ją wiele przygód. Najpierw na swojej drodze spotkała olbrzymiego, kocura którego się bardzo przestraszyła i nie wiedziała co ma dalej począć. Kocur nie był taki straszny na jakiego wyglądał. Powiedział królewnie: będziesz szła cały czas tą drogą na której będziesz napotykała przeszkody, które tylko będą pozorne. Przedmioty i ludzi których spotykać będziesz zaprowadzą cię na szczyt góry gdzie jest dobry czarodziej, który wskaże ci drogę do innego ciekawego świata którego jeszcze nie poznałaś. Tam na szczycie góry w jaskini, jest czarodziejska kula, jeśli tylko spojrzysz w nią będziesz wiedziała co masz zrobić w królestwie aby naprawić zło i rządzić dalej sprawiedliwie. Jesteś jedyną osobą, która została wybrana aby poznać tajemnicę tej kuli.
Tymczasem czeka cię ciężka długa praca i droga a ty będziesz w tym królestwie miała wszystko co zapragniesz ale pod jednym warunkiem jakim ci poda ta czarodziejska kula. Królewna podziękowała i ruszyła w dalszą drogę. Po drodze napotykała dużo przeszkód i trudów. Zabłocone buciki, pomięta sukienka, potargane włosy.
Jadła po drodze to co mogła: dzikie owoce, maliny, jeżyny i poziomki, które bardzo lubiła. Wodę piła ze strumyka a pod wodospadem myła się a złociste włosy suszyła w promykach słońca. Spała przykryta liśćmi paproci a pod głową zamiast poduszki miała zielony, pachnący mech, który otulał jej twarz jak aksamit w czasie snu.
Zmęczona, utrudzona ale szczęśliwa dotarła wreszcie do czarodziejskiej kuli i tam dostała pierwsze polecenie a to pierwsze polecenie to po prostu zabranie kuli ze sobą. U siebie w swoim Królestwie, w spokoju miała czytać zasady rządzenia Królestwem.
Po roku kulę odbierze czarodziej.
Wyruszyła w powrotną drogę i choć była już zmęczona starała się jak najszybciej dotrzeć do pałacu i do swojego ukochanego, który czekał na nią z utęsknieniem.
Pod jej nieobecność a nie było jej 2 miesiące, narzeczony wraz ze służbą, przygotował jej miłe powitanie. Ścieżka prowadząca do pałacu była usłana płatkami róż a pokój był cały w kwiatach począwszy od margerytek, stokrotek, fiołków, chabrów, rumianku, lilii wodnych, konwalii po piękne storczyki. Oprócz tego wszystko było przygotowane do wesela. Królewna była tak szczęśliwa, że łzy szczęścia popłynęły jej z oczu. Rzuciła się w objęcia narzeczonemu, potem witała się z wszystkimi, którzy na nią czekali. Następnego dnia odbył się ślub a był bardzo huczny. Gośćmi byli przede wszystkim ludzie z pobliskich wiosek. Przynosili piękne podarunki nawet ci biedni, nieśli pięknie uplecione wianki z kwiatów zerwanych z pobliskich łąk i lasów. Wszyscy odświętnie ubrani. Królewna ze swoim ukochanym wyglądała przecudnie. Ona w pięknej aksamitnej białej sukni, wyszywanej na dole cekinami ze złota, z długim trenem, który niosły cztery małe dziewczynki przebrane filuternie za elfy, symbolizujące długowieczność i nieśmiertelność. Snuły się za królewną jakby płynęły w powietrzu, muskając tylko delikatnie ziemię pod stopami.
Pan młody w pięknie dopasowanym białym fraku, z czarną czupryną falującą lekko na wietrze.
Wokoło mnóstwo gości, którzy, w miarę jak młodzi szli, odstępowali na boki tworząc szpaler reprezentacyjny, nadający ceremonii efektu. W czasie ślubu wielu ocierało łzy wzruszenia na widok pięknej pary, a także ze szczęścia, że taka odmiana nastąpiła w królewnie. Rodzice pana młodego nie mogli uwierzyć we własne szczęście i szczęście syna, nie spodziewali się, że los się jeszcze odwróci i że ich zły los już minął. Królewna jednak, bardzo serdecznie traktowała ich, jakby byli jej rodzicami. To oni sprawowali opiekę nad ceremonią, gdyż rodzice królewny już dawno nie żyli. Cieszyli się bardzo szczęściem młodych.
Po ceremonii zaślubin wszyscy poproszeni zostali na ucztę oraz na bal, wszyscy wspaniale się bawili, a cała uroczystość trwała trzy dni, ucztowano, pito i tańczono do upadłego. Nawet najstarsi mieszkańcy królestwa nie pamiętali wspanialszego przyjęcia.
A po sutym balu i tańcach młode małżeństwo wybrali się w daleką podróż poślubna która trwała parę tygodni a po powrocie stało się coś co wszystkich uradowało.
Okazało się, że młoda para spodziewa się dziecka, znów radość zapanowała w całym królestwie. Królowa oznajmiła wszystkim, że będzie miała dziecko.
Po kilku miesiącach urodziła chłopca, którego nazwała imieniem swojego ojca czyli
Oscar takie jak nosił jego ojciec.
Lata mijały, w Królestwie panował spokój i ład. Czarodziejska kula sprawiła, że Królewna teraz już ze swoim małżonkiem mądre podejmowali decyzje. Czarodziej widząc jakie zmiany zaszły w Królestwie nie spieszył się z jej odebraniem. Sami małżonkowie dziwili się, że tak długo po nią nie przychodzi. Bali się, że któregoś dnia będą musieli ją oddać i co potem ?
Czy ta mądrość im zostanie ?
Pewnego pięknego dnia bogatą karocą zajechał pod pałac jegomość całkiem urodziwy. Królewna zbiegłszy po schodach z zaciekawieniem przyglądała się przybyszowi. Ze zdumienia otworzyła oczy widząc czarodzieja, jakim go zupełnie nie znała. Tamten był staruszkiem a ten pięknym młodzieńcem.
Moja droga Królewno - powiedział przyjechałem po czarodziejską kulę.
Wiem - odpowiedziała smutnie.
Czarodziej widząc minę królewny, roześmiał się i powiedział. Moja droga ta kula nie ma żadnej mocy to zwykła szklana, kolorowa błyskotka.
Myślisz, że gdyby naprawdę posiadała moc mogłabyś ją tak długo trzymać ? Królewnie oczy zrobiły się ja dwa talary ze zdumienia...
Przecież dzięki niej w Królestwie zapanował ład, a ludziom żyło się tak dobrze.
Czarodziej uśmiechnął się słysząc słowa Królewny. To dzięki tobie Królewno i dzięki mądrości twojego męża w królestwie panuje dostatek, a ludzie są szczęśliwi, a sprawiły to wasze mądre i przemyślane decyzje. Wiara w czarodziejską moc kuli dawała wam siłę i motywację do sprawiedliwego traktowania poddanych, wprowadzania nowych pomysłów, które przyczyniły się do rozkwitu królestwa. Udowodniliście już, że jesteście dobrymi, sprawiedliwymi władcami, jesteście na tyle silni, że dacie sobie radę z wszelkimi przeciwnościami, ale od tej pory swoją siłę czerpcie z wiary w siebie samych, bo przecież wasz los zależy wyłącznie od waszych uczynków.
Królewna dumna była z pochwały czarodzieja, zaprosiła go do pałacu, aby odwdzięczyć się za dobro, do którego się przyczynił.
Służba jej, zawsze przygotowana na niespodziewanych gości, wydała smakowity obiad na cześć tak znakomitego młodzieńca. Młody czarodziej, opowiadał im swoją historię jak to stał się tak przystojnym młodzieńcem i czyja to była zasługa. Temat ten jakże ciekawy ale nie miejsce i czas aby ciągnąc jego wątek.
Rozstali się w przyjaźni i obiecali sobie wzajemnie, że będą się odwiedzać jak tylko czas i zdrowie na to pozwoli.
Kończąc tę opowieść, należy tylko nadmienić, że ich syn Oscar, przejął we władanie całe Królestwo od rodziców, już staruszków wraz z dobrym i uczciwym wychowaniem.
Jeśli chcecie się dowiedzieć jak potoczyły się losy młodego królewicza, musicie sami sobie napisać historię w/g własnej wyobraźni, która drzemie w każdym z nas.

K O N I E C

Opowieść ta pisana z zaangażowaniem  przez : Ecola, Krecik, Dana


Smutek to najbardziej egoistyczne z uczuć.

Offline

 

#3 2009-02-06 20:45:47

dana

Stały Bywalec

Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2009-02-06
Posty: 108
Punktów :   
WWW

Re: Smak dzikiej róży – czyli niekończąca się opowieść III

Tytuł..................................

Dawno, dawno temu żył sobie człowieczek, który nikogo nie lubił. Nie lubił Asymetryjczyków, bo byli mądrzejsi od niego, więc stworzył sobie neoświat i chciał w nim panować, przeliczył się jednak bo żyli na nim wielcy wojownicy którzy odkryli jego słabe strony, a były to stare dzieje, że nawet najstarsi ludzie nie pamiętają. Wielcy wojownicy posiadali olbrzymią moc którą sami byli wielce zdziwieni, swoją naturą zaskakiwali wszystkich, nawet swoją umiejętnością znikania i pojawiania się na życzenie, jak również władania ogniem i mieczem, na którym zaznaczali pokonanych przez siebie wrogów, gdy nagle ni stąd, ni zowąd pojawił się tajemniczy jegomość o 100 Twarzach, który pokazał, że był diabłem wcielonym ich wróg nr 1, którego, mimo swoich umiejętności nie zdołali pokonać, ale wszystko jeszcze przed nimi, na ich wezwanie bowiem, przybył sam diabeł rogaty i chciał z nim walczyć, jednak uroda tajemniczego jegomościa tak przypadła mu do serca, że nogi się pod nim ugięły i stanął jak wryty, szczęka mu opadła a serce zaczęło bić mocno, postanowił więc zaatakować i walczyć z jegomościem Walka była prowizorką, bo oboje przypadli sobie do gustu. I tak narodziło się piękne uczucie po czym udali się w romantyczną podróż do ziemi obiecanej. Asymetryjczycy pozbywszy się jednocześnie zagrożenia i niesamowitego obrońcy postanowili w ziemi obiecanej zamieszkać tak długo, aż coś nie wybuchnie. Pod wpływem uśpionej czujności i braku lęku nie zauważyli że, tuz za murami zamku czai się kolejne niebezpieczeństwo, które powoli i nieubłaganie zataczało wokół nich coraz szersze kręgi, zło czaiło się wszędzie, to nadciągał... nie to był tylko zły sen, wszyscy odetchnęli z ulgą, uff ... już nigdy nie obejrzą horroru przed snem, lepiej usiąść z kubkiem kakao przed komputerem by spokojnie bez stresu zapaść się w głęboki świat netu i marzyć, flirtować, a także prowadzić żywiołowe dyskusje z innymi, jeden Asymetryjczyk natknąwszy się w sieci na zło postanowił, że 1966 razy należny upominać wszystkich, którzy złamią prawo i reguły postępowania, zazwyczaj ta ilość wystarczała, jednak kiedy natknął się na istotę niewiadomej płci - czyli obojnaka, która/y to była/ył jakaś/iś zjawiskiem beznadziejnym, zakompleksionym i podstępnym. Najpierw, niby nieśmiało wciskało się owo coś, podobne do żółtej uśmiechniętej gąbki między nas, by dostać wielkiego kopa. Postanowił zrobić coś co Asymetryjczykowi się nie spodobało i musi za to zostać ukarany, za swoje grzechy i dzielny Asymetryjczyk zaczaił się na małego żółtego stwora i zabrał go za a właściwie chwycił go, za te obrzydliwe żółte, podziurawione, gąbkowate zwłoki i najpierw umył nim podłogę, a potem padł ze zmęczenia pospał chwilę, a potem wziął kąpiel i poszedł się bawić, gąbczastym stworem zajmie się dzielny Asymetryjczyk innym razem, teraz z dziewczyną pije wino i tańczy, gąbczaste stworzenie może poczekać aż zabawa się skończy. Następnego dnia kiedy nikt się nie spodziewał, stało się coś niezwykłego. Małe, żółte nie wiadomo co, zezłościło się tak bardzo, że ze złości pociemniało, zbrzydło i przypominało babę Jagę, ale 1966, nie poddaje się tak łatwo i postanowił zaatakować te babę Jagę, ale... zastanowił się chwilę i stwierdził, że poczeka na inną okazję, aby efekt był bardziej porażający, tymczasem przyczaił się i wszedł do domku baby Jagi, a tam był stół suto zastawiony pysznymi potrawami, a baba mówi "usiądź chłopcze i poczęstuj się". Pewnie chciała żeby się chłopiec przejadł. Jednak chłopiec nie był głodny, tylko przyszedł po babę Jagę żeby z nią zaszaleć chwycił więc babę i stało się, szalał z nią i tańcował aż nagle zarwała się pod nimi podłoga i wpadli do ciemnej piwnicy a tam, w kąciku leżała sterta "Playboyów", ponieważ baba lubi takie ciekawostki i chciała je pokazać innym, zamieszczała więc filmiki w na swojej stronie. Ale chłopiec nie lubił tego typu filmików, zdenerwował się...;opanował się jednak i zaczął zastanawiać się, co ma z tym babsztylem i jej nieocenzurowanymi filmikami zrobić. Postanowił babsztyla ukarać za te bezwstydne filmiki i dać jej taką nauczkę, żeby nigdy nie przyszło jej do głowy ponownie te przeklęte filmy pokazywać innym ludziom i tak baba Jaga wykończona maksymalnie, została w ciemnej w piwnicy bojąc się wyjść na zewnątrz. Następnego dnia ,wyszła z tej piwnicy i pobiegła do chłopca błagać o wybaczenie, ale chłopiec nie przyjął wybaczenia i babsztyl nie wiedząc co ma począć coraz bardziej się wkurzał. Wiedziała, że nie wygra z chłopcem ale wredność jej natury, nie pozwalała jej się poddać, postanowiła udawać miłą i "nawróconą" ze złej drogi, po to tylko aby uśpić czujność chłopca ale chłopiec bynajmniej naiwny nie jest, niby wierzy w nawrócenie, ale bacznie się babie przygląda i zbiera dowody, gdy już będzie gotów i się bardzo zastanowi i dopiero babie pokaże na co go stać.
Opowieść ta, aczkolwiek wymyślona, nietuzinkowa, mogła się wydarzyć a dalszy jej ciąg pewnie nastąpi w zależności od naszych wyobraźni.
Postanowił więc babsztyla poprosić o rękę, wszak przyjaciół trzeba mieć blisko, a wrogów jeszcze bliżej, oj nie spuści jej już z oka, ale za chwilę zastanowił się i pomyślał, o choinka ! a co będzie z nocą poślubną, przecież z taką babą, można oszaleć i zgłupieć. Z drugiej strony jednak, sądząc po dużej ilości porno-filmików baba wie co i jak, i tak myślał co zrobić gdy baba zacznie się wygłupiać i robić nie ciekawsze pornosiki.
Zastanawiając się co począć chłopak pił cała noc z przyjaciółmi Asymetryjczykami i wpadł na pomysł, aby podstawić babie faceta, który bardzo dobrze zna się na pornosikach i innym sprawach. Znalazł wiec starego przepitego menela, który za młodu pracował w pornobiznesie i potrafi się zainteresować babskimi sprawami. Nasz chłopiec, biorąc pod uwagę fakt, że baba była wątpliwej urody i z morale na bakier a menelowi w pijackim widzie podobały się wszystkie, postanowił zapoznać ich ze sobą aby zrealizować swój plan. I stało się tak, jak przewidział. Menel po wyszorowaniu okazał się być idolem baby Jagi, gdy go ujrzała, kolana się pod nią ugięły, a serce jej mocniej zabiło.
Mam cię, pomyślała baba, musisz być mój i nie zwracając uwagi na naszego bohatera, czyli chłopca, zaprosiła menela do izby. Menel zadowolony, chata wolna, żarcie na stole...ale brakowało mu odwagi żeby babsztyla zachęcić i poczęstować się tymi dobrymi smakołykami. Kiedy jednak na stole pojawiła się flaszka opory stopniały, a dziwna para skonsumowała wszystko... i nie było to tylko jedzenie. Sprawy potoczyły się tak szybko, że wielce zdziwiona baba, ani się nie obejrzała jak jej luby /czyt. menel / zaprowadził ją do USC załatwić sprawę ślubu. Wcześniej oczywiście podarował jej pierścionek zaręczynowy zrobiony z jakiejś znalezionej śruby.
I odtąd żyli dziwnie i burzliwie, a policja w ich domu była częstym gościem. Za to chłopak 1966 zwany, informowany na bieżąco przez menela o rożnych występkach baby podlegających pod art. KK zadowolony był z przebiegu sprawy. Odtąd zajął się zabawą z przyjaciółmi i swoimi o wiele ciekawszymi sprawami.
(Nie trzeba chyba dodawać, ze żył długo i szczęśliwie.)
KONIEC


Smutek to najbardziej egoistyczne z uczuć.

Offline

 
Forum PoWieF - Pogaduchy Wiersze Fraszki. Dziękujemy za wizytę. Jeśli się spodobało - zapraszamy ponownie :)

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.saifirani.pun.pl www.stealthsword.pun.pl www.poprostupascal.pun.pl www.robole.pun.pl www.undefeated.pun.pl